Po kuchennych rewolucjach

Wspominam o remoncie  i o jego zakończeniu i wspominam, więc czas na podsumowanie i kilka kadrów. (No dobrze dużo zdjęć, poniosło mnie w cykaniu). Nową kuchnie mam już, a może dopiero od dwóch miesięcy. Nie mogę się nią nacieszyć i jak nigdy mam w niej ład i porządek. Staram się nie zagracić, co nie znaczy że nie kupuje nic nowego :) Właściwie to w niej większość rzeczy jest nowa. Jak oszalała dokupowałam  już pół roku wcześniej słoiczki i inne drobiazgi. Teraz jak otwieram szafkę i sięgam chociażby po mąkę to z półek witają mnie ładne opakowania. Pozbyłam się słoików po kawie, które w czeluściach szafek wiodły drugie życie jako pojemniki na to i owo. Nie chcę już stawiać czegoś na "tymczasem" lub zamiast. Jestem zła na siebie za takie podejście, chyba jeszcze naleciałości z komuny. Przyjemniej mi jest wziąć do ręki ładny kolorowy spryskiwacz do kwiatów niż butelkę po skończonym płynie do okien... takich drobiazgów można sporo na wyliczać, a przecież  właśnie drobiazgi to nieodłączna cześć składowa naszego życia. Kuchnia kiedyś zamknięta i wąska zaraz po wprowadzeniu, jeszcze zieloni wyburzyliśmy ścianę, stała się aneksem kuchennym. Teraz wygląda tak.


To zdjęcie zrobione zostało dosłownie dzień po zmontowaniu. Nawet jeszcze do końca jej nie wymyłam taka byłam szczęśliwa...
Dla przypomnienie zdjęcia kuchni przed


Zmieniło się praktycznie wszystko. Co daliśmy rade robiliśmy sami, płytki, podłoga, krany i kontakty. Ważniejsze rzeczy zostawiliśmy fachowcom. Na kuchnie u stolarza czekałam 4 miesiące. Wszystko co chciałam i jak chciałam zostało wykonane.

  Z powodu lodówki, cargo i zabudowy piecyka ze zmywarka potrzebny mi był blat roboczy, bo jak widać nie wiele mi go zostało... stąd pomysł na całkowite zabudowanie grzejnika i zagospodarowanie przestrzeni szufladami.

Podczas prac kuchennych mam widok na balkon, teraz jeszcze zastawiony poremontowymi utensyliami, ale wiosna coraz bliżej będę miała piękne kwiaty... (Zasłona na zdjęciu skrywa kota, bawi się akurat w tarzana).
Jak widać zrezygnowałam z kuchenki gazowej na rzecz indukcji. W mieszkaniu w bloku tez się da, dla tych co chcą ale się boją. Moja ma podłączenie na 230V, nie zmieniałam mocy przepływowej prądu, zamontowałam oddzielna linie od licznika do kuchenki, z oddzielnym bezpiecznikiem.

Blat laminat, gruby, nie sprawdzałam nożem jego wytrzymałości, ale bez obawy odstawiam gorące naczynia.
Lodówka nie zabudowana, na podwyższeniu z kółkami, bo mam za nią schowane liczniki od wody
( paranoja) i muszę co najmniej dwa razy do roku przeprowadzić odczyt. Lodówka jest ze szklanym frontem , ślicznie wpasowuje się w koloryt szafek. Biały i szklany jest też piekarnik, szeroka rączka współgra z listwa w lodówce.

Przy okazji widać i przedpokój który z ciemnego całego w boazerii i z mało pojemnymi szafami przeszedł metamorfozę. Listwy przy podłodze jeszcze są w fazie "się zrobi żono"
Zamiast fotela w przyszłości stanie piękna ławeczka... ale trzeba poczekać na przypływ funduszy. Fotel wkrótce wróci na letni pobyt balkonowy.

Zmieniliśmy drzwi wejściowe jak i w środku mieszkania. Zrobiło się widno, czysto i przestronnie.
Wszystkie te powierzchnie (oprócz luster które wiecznie są oplute i tutaj nie wiem kogo obwinić psa czy Motyla) łatwo się czyści. Szafki, blaty i indukcje przecieram wodą z octem i szmatką na bieżąco. Nie zostają smugi i plamy. Lustra myjka z Karchera i w zasadzie pięć minut i gotowe.
No i szuflady w szafkach, mam problem z prawym ramieniem i wyjmowanie talerzy lub wstawianie po umyciu to była dla mnie droga przez mękę. Teraz luzik.
I kilka kadrów jeszcze

i kot w swojej bazie wypadowej, bo wypada z niej  gdy przechodzi pies...

4 komentarze:

  1. Pięknie kochana całkowicie mój klimat💐
    Zaintrygował mnie blat , kilka lat pracowałam w studiu mebli hmmm laminowany i odporny na gorąc?
    Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, kurcze to może ja tak na wszelki wypadek z tym odstawianiem gorących naczyń przystopuje.

      Usuń

Dziękuję za komentarz:)

Copyright © 2014 Szczypta codzienności , Blogger