Choinkowy zawrót papieru

Pleć pleciugo byle długo można ując w tym kontekście. Plecie Ula jak plecie.... Zaglądałam do Ani i w końcu się odważyłam W jednym narożniku rurek całe zastępy ( ogołociłam wszystkie klatki w bloku z gazetek reklamowych ) w drugim ja z klejem i  podręcznym laptopem co by co chwile zerkać i się głowić. I ruszyłam, najpierw powoli, Maniek nieco szybciej. I tak piętro za pietrem powstawała choinka. O choinka jaka krzywa wyszła ta choinka. No nic, kolejny najazd łupieżczy i kolejne rurki ruszyły do boju. I o dziwo udało się. Bilans strat i zysków to choinek pięć, poległo wiele rurek zgniecionych przez niewprawione Wredulowe rączki i jeszcze więcej pod zębami groźnego kotopsota, Maniek spróbował również przykleić się do stołu klejem na gorąco, na szczęście nie bardzo gorącym ale skutecznie sklejającym futro na łapie. Klej usunięty kot nie zmądrzał. 



 I powstały pierwsza aniołki szydełkowe, trochę różnią się od oryginału z którego odrabiałam wzór.



Domowy diabeł tasmański wygląda tak


a to bardzo spóźniony słoiczek TUSAL-owy

Dostałam wyróżnienie JUPI ale to w kolejnym poście

5 komentarzy:

  1. Choineczki śliczne a diabeł tasmański jakiś taki ułożony, zamyślony... oaza spokoju ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ula, choinki są przepiękne :)
    Wspaniale wyglądałaby na moim biurku ;)
    Maniek jest uroczyyyyyyy :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoje papierowe choineczki są prześliczne. Jeśli można prosić o tutka jak znajdziesz na niego czas :) Chciałabym taka zrobić ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wesołych świąt życzę :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz:)

Copyright © 2014 Szczypta codzienności , Blogger