Flamingi i zakładka matematyczna

Zimno.... ale to żadne odkrycie. Jeden dzień słońca i na prawdę pięknej pogody - sobota. Pracowita na działce. Posadziłam, posiałam a teraz drżę na myśl co z tego będzie bo nocami mróz a teraz za oknem co jakiś czas pada ... śnieg. W niedziele ulewa, taka że moje miasto przypominało Wenecję.... teraz Alaska, normalnie ocieplenie klimatu.
Więc na przekór temu co w przyrodzie, na poprawę humoru powędrowałam do sklepu. Zdarza się mi co jakiś czas kupić coś tylko dla siebie. Nie do domu, nie na działkę nie chłopakom ale dla mnie. Tym razem na kolorowo. Zamotka, książka i zegarek


Nie wiem czy też tak macie, że przychodzi nagle potrzeba posiadania, w moim przypadku teraz i natychmiast zakładki do książek. Ale -żeby to zwykłej zakładki. Koniecznie z flamingiem. Uparłam się jak ten osiał, ma być flaming.
No to jest
tu może bardziej wyraźny...

 Dla porównania z kumlami flamingami na szalu.
 Haft matematyczny, wzór prosty i te kolory... na przekór i na zaczarowanie wiosny, żeby w końcu sobie przypomniała o nas, o mnie...
A co do książki czyta się świetnie, trochę oderwana od rzeczywistość, wciąga tyle mogę napisać po przeczytaniu dopiero 100 stron.
pozdrawiam serdeczni i cieplutko.

7 komentarzy:

  1. Takie zakupy poprawiają humor na długo :).

    I jeszcze zakładka do kompletu, super :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne zakupy - czasem trzeba zrobić coś tylko dla siebie:))

    OdpowiedzUsuń
  3. a wiesz... coś w tym jest... ostatnio zgromadziłam wzory by wyszyć zakładki; w sumie to naprawdę lubię je mieć !
    świetne zakupy

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeden flaming, a cała reszta na chuście może mu pozazdrościć aparycji!

    OdpowiedzUsuń
  5. Tez lubię majstrować zakładeczki. Flaming matematyczny śliczny, a chusta w tle cudna;-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz:)

Copyright © 2014 Szczypta codzienności , Blogger